Jarosław Chludziński
Strategie marek jako sposób na życie
Strategiczne myślenie bierze się u mnie z chęci robienia wszystkiego raz, a dobrze. Czyli w zasadzie z lenistwa.
-
STRATEGIA WAŻNIEJSZA NIŻ KIEDYKOLWIEK
Fascynuje mnie obecny czas, jako epoka totalnego pomieszania wszystkiego ze wszystkim - kultur, języków, stylów i branż. Skutkuje to z jednej strony nieograniczonymi możliwościami technologicznymi, produktowymi i kreatywnymi, dzięki którym świat materialny i kultura posuwają się naprzód. Z drugiej zaś - niedopasowaną do tego bogactwa zdolnością percepcji i organizacji treści w umyśle konsumenta. Strategia wydaje się więc 100 razy ważniejsza dziś, niż jeszcze 10 lat temu. -
MOJE KOMPETENCJE STRATEGICZNE
Obejmują one kilka cech i zdolności, które się wzajemnie uzupełniają. Po pierwsze - mam wszechstronne przygotowanie - marketingowe, strategiczne i rozumienie procesu kreatywnego. Po drugie - mój umysł łączy umiejętności analizowania danych i przekładania ich na koncepty i kreację. Po trzecie wreszcie - bo mnie to interesuje. Dlatego pewnie dobrze mi wychodzi. -
KIM JESTEM GDY MAM PRZERWĘ W STRATEGOWANIU?
Lubię dobrze zjeść, choć nie umiem za bardzo gotować. To niekorzystny splot. Jestem kociarzem, koty tresują mnie z dużą łatwością. W wolnym czasie wałęsam się po Bieszczadach. Najchętniej poza sezonem i w podłej pogodzie. Próbuję biegać z różnym skutkiem - w szczytowym momencie swojej "kariery" przebiegłem Półmaraton Warszawski, w gorszych bolą mnie różne części ciała: stopa, kolano albo łopatka. Czasem wszystko naraz. Ale nie poddaję się.
Czytam, choć pisarze niełatwi w odbiorze próbują mnie od tego odwieść.
Z jakiegoś tajemniczego powodu najchętniej łapię za wielkie tomiszcza, zbyt mądre dla mnie, więc potem nie potrafię ich zmęczyć. Prawdopodobnie chodzi o majestat wielkiej książki i trochę chyba o ego. Mój rekord życiowy to "Lód" Jacka Dukaja. 1100 stron filozofowania, gdyby Pan Jacek zrobił mi test ze zrozumienia raczej bym go oblał.
Lubię oldschoolową muzykę z lat 70/80/90 - REM, Toto, Genesis, pasjami oglądam filmy. Nie cierpię seriali, głównie dlatego, że nie umiem przerwać w połowie serii. Muszę zobaczyć jak to się skończy, a to czasem oznacza 8 odcinkowe katusze... Na moje nieszczęście ciekawiło mnie bardzo jak się pisze scenariusze, poczytałem odrobinę i teraz łatwiej zauważam mielizny. Życiowy błąd. Nie popełnijcie go.